Przypadłości i takie tam
Obiecywałam sobie solennie, ze teraz będę tu zaglądała regularnie. I co? Ano zaglądam! Tyle, że... nie piszę:)
Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale jakaś taka niema blogowo się stałam i ni jak nie mogę tej niemocy przełamać. Mój Przyszły Małżonek mówi, że to dlatego, iż wszystko"przegadujemy" na bieżąco. I pewnie coś w tym jest. Każda sprawa i nie-sprawa też zostaje przez nas obgadana w danej chwili lub jej najbliższej. Tak między bogiem a prawdą, to my WCIĄŻ rozmawiamy:)
Kiedy wczoraj chciałam obejrzeć jakiś film w TV mój Przyszły od razu zaniepokoił się, że "my już nic nie mamy sobie do powiedzenia". Koniec świata, mówię Wam!:)
Maluch w mamy brzuszku szaleje, choć na razie są to szaleństwa jedynie...hormonalne. Znaczy się, ze mdli mnie pioruńsko i cały dzień mój obecnie obraca się wokół marzeń o dobrym, albo chociaż lepszym, samopoczuciu. łudzę się, że te przypadłości miną za kilka tygodni, choć i taka perspektywa mnie nie uspokaja. Już za 3 tygodnie ślub mojej Siostrzyczki, a za 2 miesiące..mój własny:)
I tak na ślubach wić się w mdłościach..hmm..marzenie każdej panny młodej:)))
Dla tych, którzy nie wiedzą, dodam jeszcze, że oprócz mdłości mam jeszcze inne dolegliwości, min taką, że czuję się jak słonica. Nie przybrawszy jeszcze na wadze jestem zwyczajnie nabuzowana i opuchnięta, jak w najlepszej fazie PMS-ów.
No i rzecz jasna: apetyty! To jest najlepsze..
Dziś np zachciało mi się...brukwi:) Nie jadłam jej z 20 lat i oto proszę- nadeszła jej godzina:) Teraz, pisząc to, marzę o bezach. Wiecie, takich białych, okropnie słodkich..mmm....
Wykończę się! Ale to nic:) bo tak naprawdę cieszę się ogromnie. A jak jeszcze zajrzę do mojej blogowej koleżanki i popatrzę tam na zdjęcie jej przepięknej, półrocznej córuni..to mijają mi wszelkie przypadłości. I już tylko się cieszę i cieszę i czekam na Ciebie, moje Maleństwo..
Komentarze
Prześlij komentarz